,,Powerlessness..."
Kite Project
2012
,,Powerlessness..."
tusz na kartonie
50x70
szkic wstępny do rysunku
Co mnie skłoniło do zrobienia latającego chrabąszcza?
Do tej pory zastanawiam się nad impulsem, który ostatecznie z jednego rysunku popchał mnie w drugi, a obydwa zostały wycięte w romby i wrzucone na bambusowy szkielet owity dratwą.
,,Powerlessness..."
ołówek + czarny tusz na kartonie
100x70
Kiedy dosięga się emocjonalnego dna, nie widząc najmniejszych szans na jakiekolwiek zmiany, obracając się ciągle po omacku w kółko- najciężej jest się wtedy odbić- czasem wystarczy jedna dłoń, bądź nawet dwie, by wziąć ducha hardego (a ciało marne) na swe barki, by wiele spraw miało zupełnie inny smak, wymiar...
Wystarczy mała zmiana perspektywy w której się leży (wręcz tapla bezustannie) a stawanie na nogi jest o wiele prostsze.
Tym szkicem poczyniłem pewne zmiany, nazywane tzn ,,kolejnym rozdziałem"- w tym wypadku również i twórczym. Będzie dużo uskrzydlenia, latania, fruwania, odbijania, wyniosłości i oczywiscie tęsknoty za miłością (na kimuszkowej prywacie), a jednocześnie troszkę śmiechu, szydery, dystansu i ilustratywnych znaków- sraków ;)
Materiał do projektu (jeszcze wtedy do rysunku), powstał na zaprzyjaźnionej ,,obczyźnie"- czyli na bosym hasie w odległej galaktyce- i można już teraz nazwać to pewnego rodzaju pierwszym podejściem do nowości wizualnych, które zaczną ujawniać swoje oblicze jako spontaniczny w swej wymowie duet M&Ż (Mniej Żreć czyli czarna Mamba & przebiegła Żmija).
Miłym zaskoczeniem, było zobaczenie rysunku jeszcze tego samego dnia, w polecanych pracach na portalu artystycznym ,,digart"- chyba najbardziej prężnym w środowisku.
,,Powerlessness..."
part 2
ołówek + czarny tusz na kartonie
2 x 100x70
Po pierwszym szkicu przyszedł niedosyt, który popchał do impulsu zrobienia drugiego szkicu, odbijając go chamsko i lustrzanie na kolejny karton.
Pierwszoplanowo rysunek miał trafić do osobnika udostępniającego swoje dłonie, podtrzymujące moje wątle ,,ciauko"- i się zaczęło...
Powstał zabawny filmik, machającego szkitkami Kimona, który jednocześnie miał być zdystansowanym preladiasem do nowego tryptyku ,,Bat K.I.M." (oraz pierwszym krokiem w kierunku animacji). Kilka intensywnych rozmów, dały kolejny zapalnik- i tym oto sposobem powstał pomysł na zrobienie latającego cudaka ;>
Czerpiąc małe doświadczenie ze studiów projektowych (gdzie robiło się makiety i modele z niczego ,,na cito", by zaliczyć prędko przedmiot), co zauważyć można już od dawna (etapy szkiców, rysunków i ostatecznie obrazu- ciągłość tematu, rozdrapywanie go na czynnik pierwszy), zaowocowały w pracy nad latawcem.
Kto powiedział, że ,,duzi" chłopcy nie mogą bawić się zabawkami?
Hem?
No i ruszyły prace...
tyczki bambusowe, dratwa, troszkę kleju i... maluczkich chęci- to wszystko...
Po intensywnej godzince, latawiec był już gotowy do swojego pierwszego lotu.
(widok od strony zewnętrznej oraz wewnętrznej)
,,Powerlessness"- prototyp, makieta, namacalny szkicownik.
Rysunek przyszłościowo zostanie wydrukowany na nieprzemakalnej folii- możliwe, że i w większym formacie. Powstanie kilka egzemplarzy, które chętnie posłużą jako prezenty na gwiazdkę ;)
jeden ze śmiałków pozwolił sobie nawet stwierdzić, że jest to dobry pomysł na biznes- Kimiuszka zbijająca fortunę na homo-latawcach, które ochoczo zastąpią wypuszczanie w nieboskłon lampionów :DDDDDDD
Tym oto sposobem, rysunek posłużył nieco dalej, niż zamieszkując za szafą, bądź na ścianie osoby, która weźmie sobie rysunek pod pachę, podczas odwiedzin w pracowni ;>
Przed pierwszym, oficjalnym lotem, zapraszam na mały przedsmak ogarniania przestworzy...
Do ostatecznego filmiku potrzebna jest mi... latarka i noc- więc póki co, zostawiam nadal w niedosycie ;)
Stay In Touch :*
a tak już na poważnie (fiu fiu)- latawiec będzie można zobaczyć podczas kolejnej wystawy, która początkiem września klaruje się na krakowskich włościach- stary, dobry Kazimierz wita- z jakim skutkiem? We will see ;)
ale ale ale o tym więcej, kiedy zapnę wszystko na ostatni guzik :)
P.S.
Bloggerowanie to chyba ostatnia rzecz na jaką mam teraz czas i... chęci ;>
a pomyśleć, że jeszcze kilka miesięcy temu, byłem uzależniony od codziennych wpisów ;)
chrabąszczy ciągle przybywa, a pozytywnych doznań, hasów i pląsów jeszcze więcej...
P.S.
Bloggerowanie to chyba ostatnia rzecz na jaką mam teraz czas i... chęci ;>
a pomyśleć, że jeszcze kilka miesięcy temu, byłem uzależniony od codziennych wpisów ;)
chrabąszczy ciągle przybywa, a pozytywnych doznań, hasów i pląsów jeszcze więcej...